Copywriterze, nie opowiadaj bzdur

Nigdy nie sprzedawaj znaków (i nie kupuj)

5 sekund – bardzo fajna gra dla dzieci…, chyba że Twój dziesięciolatek woli zmiażdżyć Cię w coś dla osób w kategorii 14+. Mój woli, więc ta i kilka innych gier trafiło na OLX. Dwie z nich szybko znalazły nową właścicielkę, która chciała mieć je w jednej paczce. W nowym ogłoszeniu błysnąłem copywriterskim kunsztem i napisałem: „Dwie gry zgodnie z rozmową. A że OLX wymaga, aby opis miał co najmniej 80 znaków, to dołączam serdeczne pozdrowienia”.

A o czym dziś napisał Tomilicz?

 

Ile zniesie psychika copywritera?

Czy masz mocną psychikę? Chcesz wiedzieć, czy masz mocną psychikę? Wiesz już, ile zniesie psychika copywritera? Psychika copywritera zniesie naprawdę dużo. Jak możesz przekonać się, ile znosi psychika copywritera? Możesz przekonać się o tym, ile zniesie psychika copywritera, robiąc ten unikalny „Test siły psychicznej copywritera”. Wspomniany „Test siły psychicznej copywritera” polega na tym, że jeśli masz ochotę teraz mnie zbluzgać albo rzucić czymś w monitor, to oblałeś. A jednocześnie wygrałeś.

To oczywiste, że Forrest Gump miał rację, mówiąc, że „shit happens”. Czy Ty też masz wrażenie, że w copywritingu ów „shit” zdarza się notorycznie?

Nowa właścicielka dwóch gier prawdopodobnie była jedyną (oprócz mnie) osobą, która przeczytała wymuszone 80+ znaków. Ale w Internecie jest więcej takich bredni, jakie widzisz wyżej. W pierwszym przypadku uszczerbek na psychice jest niewielki, ale w drugim?

Kto zrobił ten „shit”?

Wiele osób komentuje to jednym wyrazem: SEO. A po chwili tłumaczą, że to my – copywriterzy – w spisku z pozycjonerami zmasakrowaliśmy Internet tekstami o ujemnej wartości dla czytelnika, bo przecież chodzi o frazy kluczowe, o to, żeby ludzie klikali. No i klikają. Trafiają na tego typu „stwory”, które okradają z czasu i z inteligencji.

Zgadzam się z tym, że źródłem są bolesne dzieciństwo i młodość Google, które nagradzało takie praktyki wysokimi pozycjami w wynikach wyszukiwania. Dziś wielu wierzy, że tworzenie takich zlepków nadal działa. Nie wiem, czy mają rację – oni pewnie też nie wiedzą. Ale akurat im to nie przeszkadza.

Możliwe, że to Twoja sprawka!

Ale bystre źródła rynsztokowych tekstów biją w innych miejscach. Powstają na portalach ogłoszeniowych i grupach zrzeszających copywriterów. Ich przyczyną są zlecenia wyglądające mniej więcej tak:

szukam kogoś, kto mi napisze tekst na 5000 znaków o fryzurach dla świnek morskich.

Przedmioto dociekań wnikliwych copywriterów

Gdzie jest problem? Czy dostrzegasz już problem? Czy zauważasz problem znajdujący się w tym zdaniu? A może wyżej wskazane zdanie nie posiada problemu? Nie tkwij już dłużej w nieświadomości i sprawdź teraz, jaki jest problem zawarty w powyższym zdaniu. No to teraz – bez zbędnego przedłużania – przejdźmy do omówienia tego jakże ważnego dla przetrwania świnek morskich zagadnienia, którym jest…

No dobra, dobra – nie bij. I tak na serio: widzisz problem?

Zzs, zbs i inne choroby copywritingu

Znaki.

Zleceniodawca chce kupić znaki. I w najlepszym razie na drugim miejscu jest to, co utworzą owe znaki. A co potem? Tragedia rodzi kolejne tragedie:

👎 klient czyta i nie wierzy własnym oczom, że ktoś może napisać coś tak byle jakiego,

👎 autor staje okoniem, bo uważa, że wykonał dobrze swoją pracę,

👎 klient opuszcza gardę, by w końcu skalać Internet takim stworkiem,

👎 kolejni zleceniodawcy szukający copywriterów czytają ogłoszenia (czyli to, co widać) i bezrefleksyjnie kopiują to, że potrzeba im znaków (zamiast jakości).

Nijakość zaczyna się rozrastać, podobnie jak frustracja zleceniodawców i niezadowolenie autorów. I tylko wspomnę o regresie tych ostatnich spowodowanym obniżającymi się standardami pisania i budowania relacji.

Co radzi klientowi copywriter?

Drogi, cenny potencjalny kliencie. Jeżeli to czytasz, to przemyśl mój apel:

nie kupuj znaków.

Prawdopodobnie potrzebujesz rozwiązania jakichś trudności: chcesz rozpocząć albo podnieść sprzedaż, chcesz mieć bardziej rozpoznawalną markę, czyli w jakimś celu chcesz dotrzeć do większej liczby osób. A tym rozwiązaniem są teksty o bardzo wysokiej jakości, a nie znaki. Kupując znaki, tak naprawdę płacisz za:

  • niby pozycjonujący bełkot albo
  • ozdobniki, wypełniacze, zapychacze.

Jeżeli jeszcze nie miałeś okazji, drogi kliencie, zetknąć się z wyżej wymienionymi pojęciami, a więc z określeniami takimi jak „ozdobniki”, „wypełniacze” albo ewentualnie „zapychacze”, to w tym niedorzecznie długim, pofragmentowanym i kilkukrotnie złożonym zdaniu pozbawionym znaczenia zaserwowałem Ci kwintesencję tego, jak wygląda tekst sztucznie wydłużony poprzez mniej lub bardziej umiejętne wciśnięcie w jego strukturę takich wyrazów, bez których mógłby się on – ten już wspomniany tekst – doskonale obyć, gdyby autor zdecydował się na ich usunięcie, skasowanie, tudzież wyeliminowanie.

Gdyby na klawiaturę wpuścić rozbrykanego kota, to prawdopodobnie efekt jego pracy byłby podobny.

Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy nie kupuj znaków od copywritera

A co radzi copywriterowi inny copywriter?

Drogi autorze, gdy już przetrawisz traumę moich przykładów, przemyśl to:

nie sprzedawaj znaków.

Oprócz radykalnych SEO-wców nikt ich nie potrzebuje. Klient, który chce więcej sprzedawać, też ich nie potrzebuje. Specjalista zamawiający nowe treści na swoją stronę również ich nie potrzebuje. Bo bardzo dobry tekst też może nieść ze sobą walory dla Google. Ale taki „shit happens” robi krzywdę Twoim klientom. Bo czy Ty na Twojej stronie WWW chciałbyś mieć taki rynsztokowy bełkot jako wizytówkę Twoich możliwości?

Pamiętaj, że za chwilę sztuczna inteligencja zabierze Ci „pracę”, bo coś tak kiepskiego da się już dziś wygenerować za darmo. Więc wyjmuj swoje obie dłonie z nocnika, powtarzając, że „shit” już się zdarzył, że jest wszędzie. Zacznij dostarczać wartość i rozwiązania problemów.

Copywriting to dostarczanie rozwiązań

W życiu nie sprzedałem znaków – to już wiesz. A mimo to mam co robić. Bo robię to dla firm świadomych, że rozwiązania są w tekstach pisanych dość szybko, ale poprzedzonych rozmowami, zdobywaniem wiedzy, sprawdzaniem, nauką i czasem na poukładanie sobie tego wszystkiego. Gdy już wiem, co jest do zrobienia, wiem, że mogę to zrobić i wiem, jak to zrobię, to dopiero wówczas piszę na przykład: „za wszystkie treści na nową stronę proponuję 1150 złotych”. I to jest moja propozycja cenowa za rozwiązanie problemu.

 

Naprawdę nie przeszkadza Ci, że codziennie produkujesz albo czytasz znaki, które niczego nie wnoszą?

 

Chcesz jedną rzecz, którą warto zapamiętać?

Ludzie czytają o wiele mniej w Internecie, bo wiedzą, że zmarnują czas. Ty też to wiesz. I Twój klient o tym wie. Po co miałbyś mu dawać coś, co nadaje się tylko do skasowania?